Rozdział 4 - Nikita

- Rzeczywiście, to bardzo dziwne. – Zamyśliłem się, gdy Olek opowiedział mi historię, która mu się przydarzyła. – Może rozmawiałeś z kimś, zwierzałeś? – Zasugerowałem.
- Coś ty… Pracę traktuję jako miejsce pracy, nie ma tam czasu na spoufalanie się i mówienie o swoich problemach.
- Pozostaje więc jedna droga.
- Hę? Jaka?
- Facebook.
- Co? – zapytał zdziwiony. – Niemożliwe. Przecież nie wstawiam tam nic takiego. Nawet nie mamy wspólnego zdjęcia na moim profilu.
- Nie wiem Olek. Ale coraz mnie podoba mi się ten twój szef. Obiecaj mi, że będziesz ostrożny.
- Obiecuję. – Zapewnił i pogłasdził mnie po policzku.
- Czy to nie dziwne?
- Dziwne, co?
- To, że nie masz naszego wspólnego zdjęcia na fejsie.
- Hahaha! A chciałbyś żebym takie wstawił? – Zamyślił się. – Tak… To mogłoby być cudowne. I na pewno wywołałoby falę hejtu.
- Nie interesuje mnie to.
- A właśnie! – Podniósł się z łóżka. – Jak tam twoja sprawy na uczelni? Przez to całe zamieszanie z moim awansem, całkowicie zapomniałem o tym zdjęciu krążącym wokół twoich znajomych.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ale powiesz mi jeśli będzie działo się coś złego?
- Zależy co zamierzasz zrobić? – zaśmiałem się.
- No jak to co?! Wparuję tam i skopię im tyłki.
- Zrobiłbyś to dla mnie? – Położyłem się szybko na brzuch i podparłem podbródek o pięści.
- Dla ciebie wszystko kochanie!
- Poczekam jeszcze trochę, zobaczymy jak sprawy się potoczą. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na jakiś inny, głupszy pomysł.
- Trzeba się wykazać cierpliwością. – Pogładził mnie po włosach. – Masz rację.
- Podjąłeś już decyzję co do tego awansu? – Zapytałem niepewnie z nadzieją, że odmówi swojej promocji.
- Tak. – Spojrzał mi w oczy. – Chciałbym go przyjąć. To wielka szansa dla mnie. Dla mojej kariery. Spójrz. – Poprawił poduszkę pod głową. – Minął dopiero rok odkąd ukończyłem studia. Osiemdziesiąt procent moich znajomych nie ma żadnej stałej pracy, a jedyne co robi to wgrywa windowsy swoim znajomym. A ja? No cóż. Sam nie wiem jak to wszystko się potoczyło, ale jestem już kierownikiem w wielkiej korporacji. Nie mogę zmarnować tej okazji. – Zapadła cisza. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Wiedziałem tylko, że Olek miał rację. – Powiesz coś?
- Tak. Masz rację. To wielka szansa dla ciebie. Nie po to studiowałeś, żeby teraz nie skorzystać z tak świetnej szansy. Jesteś w pełni zaangażowanym pracownikiem, dlatego Grzegorz – Zmarszczyłem brwi, bo nie byłem pewien jego imienia. – Docenił twój potencjał.
- Naprawdę się zgadzasz? – W jego oczach pojawiła się ogromna radość. – Serio?
- Serio, serio.
- Kocham Cię! – Złapał mnie za ręce i podciągnął ku górze tak, że leżałem teraz połową ciała na nim. Jego ciepło było niesamowite.
- Ale obiecaj mi, że będziesz dzwonił do mnie codziennie z tych swoich delegacji! – Zagroziłem.
- Jasne! O każdej porze dnia i nocy!
- To co, teraz powtórka z rozrywki?
- Namówiłeś.
I po chwili czułem język Olka na moim penisie.

Przed południem byłem już na uczelni. Od wejścia czułem, że wszyscy patrzą na mnie jakoś tak inaczej. Ale może to tylko niepotrzebne wymysły, wyobrażenia. Może sam sobie już wszystko zacząłem wkręcać. Podszedłem do mojej grupy najbliższych znajomych.
- Cześć. – Przywitałem się jak zwykle.
- Cześć. – Odpowiedzieli niepewnie. Czułem się niezręcznie. Chyba wyczuwałem pewien dystans.
- Wszystko w porządku? – Zapytałem po krótkiej przerwie, którą rządziła cisza.
- Tak. – Z grupki trzech osób odpowiedziała tylko jedna – Adam.
- Ok. – Znowu zapadła niezręczna cisza. Wiedziałem, że muszę jakoś zadziałaś. – Słuchajcie. – Zacząłem pewnym głosem. – Rozumiem, że zapewne chodzi o zdjęcie, które ktoś zrobił a teraz ma wielką frajdę rozsyłając je po całej uczelni. Nie rozumiem tylko waszego podejścia do tej sprawy.
- Wybacz Dominik, ale tu nie ma czego nie rozumieć. Jesteś pedałem i tyle.
- Więc skreślacie mnie od razu na starcie za to, że jestem jak to powiedzieliście – pedałem? Wybaczcie, ale miałem większą wiarę w was. Większą wiarę w to, że jako przyszły personel medyczny będziecie tolerancyjni, że będziecie potrafili rozgraniczyć pewne sprawy. Zawiodłem się na was. Czy to, że jestem innej orientacji niż wy, czyni mnie innym człowiekiem? Ja nadal jestem tym samym Dominikiem, z którym zawsze rozmawialiście, i z którym wymieniacie się notatkami. Wstyd mi za was. I to się nazywają dorośli ludzie- Parsknąłem.  Wstałem i opuściłem towarzystwo. Byłem po prostu wściekły na to, co usłyszałem. Jeśli nie chcą, nie muszą ze mną rozmawiać. Płakać nie będę, a na studiach i tak sobie poradzę.
Dzień dłużył się jak cień wysokiego drzewa. Opuściłem uczelnię w grobowym nastroju i miałem ochotę znaleźć się jak najszybciej w swoim mieszkaniu. Zamknąć się i nikomu nie otwierać ani nie rozmawiać. Mój spokój jednak nie trwał byt długo.
- Cieść. – Usłyszałem męski głos po swojej prawej stronie. Uniosłem wzrok i zobaczyłem przed sobą chłopaka, który był niesamowicie zestresowany.
- Cześć? – Odpowiedziałem zaskoczony.
- Jestem Nikita. – Przedstawił się wyciągając dłoń w moim kierunku. Teraz zrozumiałem, że stresował się swoimi brakami w języku polskim.
- Oookeeeej… - Przeciągnąłem zastanawiając się czego taki Nikita może ode mnie chcieć. – Jestem Dominik.
- Tak, wiem kim jesteś. Dlatego do ciebie podszedłem. – Wyjaśnił.
- Nie rozumiem. – Przystanąłem na chwilę. Wyjrzałem na ulicę upewnić się, czy aby mój autobus nie jest w drodze.
- Ja widjeł twoju fotografiju. - Mimo, że chłopak miał poważne braki w naszym języku, zrozumiałe w stuprocentach o czym mowa.
- I co w związku z tym?
- Po prostu pomyślałem, że pagawarim.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Pasłuszaj. – Obawiałem się, że nic nie zrozumiem. Ale chłopak zadziwiająco potrafił wplatać rosyjskie słowa w polskie zdanie tak, że nie było wielkiej różnicy. – Ja przechodziłem przez takie samo zdarzenie jak ty. U mienia był chłopak i ljudi dowiedzieli się o nas. Patamu ja zmienił studia i prijechał w Polszu.
- Rozumiem. Ale co to ma wspólnego ze mną? – Zapytałem wychylając się na ulicę po raz kolejny.
- Ja pomyślałem, że może chciałbyś się spotkać, porozmawiać.
- Wybacz, ale jeśli myślisz, że będziemy razem, to się mylisz. Mam chłopaka.
- To świetnie! – Uśmiechnął się.
- Teraz to ja już niczego nie rozumiem. – Zaśmiałem się głośno. Cała sytuacja była dla mnie tak komiczna, że musiałem się wyśmiać. Nie wiedziałem co jest śmieszniejsze. To, że miałem zjebany dzień i podszedł do mnie koleś żeby się umówić, czy ten jego śmieszny akcent i wplatanie słów.
- Paszłuszaj. – Zaczął. Jednak nie mogłem się powstrzymać i odpowiedziałem mu.
- Da, ja sluszaju. – Co bardzo rozweseliło chłopaka.
- Ja mam chłopaka. On przyjeżdża dziś z Rosji na stałe. Ja tak padumał… - nie wiedział jak zacząć. – Może byśmy mogli się poznać. Rozumiesz?
- Nie do końca. – Odpowiedziałem. – Słuchaj, jedzie mój autobus. Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej, ok?
- Ja chciał tolka powiedzieć, że ja tu ocień krótko jestem i nie znaju homoseksualnych ljudiej. Dlatego fajnie by było, jakbyśmy się poznali. Wiesz. Dwie pary.
Mój autobus podjechał. Zdążyłem szybko wskoczyć do środka i powiedzieć mu przez jeszcze otwarte drzwi.
- Znajdź mnie na uczelni w poniedziałek.
- Okeeej. – Chłopak uśmiechnął się, uniósł dłoń na pożegnanie i zniknął w ciemności.
Całą drogę powrotną zastanawiałem się nad odwagą tego chłopaka. Jak mu tam? Nikita. Mimo tego, iż wiedziałbym, że ktoś jest gejem, nie miałbym chyba odwagi podejść i od tak zagadać.
Gdy wszedłem do domu, na stole był przygotowana już kolacja.
- Olek? – Krzyknąłem już w progu. – Co on robi tak wcześnie w domu? – Szepnąłem do siebie.
- Tu jestem! – Głos dobiegł z balkonu.
- Olly?! Ty palisz? – Stanąłem jak wryty.
- Co? Ja? Nie!
- Nie kłam. Przecież w całym domu śmierdzi szlugami. Poza tym co byś robił na balkonie o tej porze i  w tak zimną pogodę. Jest przymrozek.
- Czemu wracasz tak późno? – Zmienił szybko temat.
- Miałem przeniesione zajęcia z wtorku. Zapomniałe ci o tym powiedzieć.
- Głodny?
- Tak. – Spojrzałem na niego. Wydawał się być jakiś dziwny. – Wszystko gra?
- Tak, oczywiście. – Zapewnił.
- No nie wiem. Wyglądasz na niespokojnego.
- Wydaje Ci się. – Uśmiechnął się. – To przez ten awans. Dużo papierkowej roboty i krótkie wprowadzenie w obowiązki.
- Rozumiem. Co jemy? – Zajarzałem do kuchni. – Umieram z głodu.
- Zrobiłem coś na szybko, bo sam wróciłem dopiero godzinę temu. Makaron ze szpinakiem i serem.
- Jeeeeezu! Uwielbiam cię! – podskoczyłem do góry. – Idę umyć łapy i zaraz wracam.

Kolacja była naprawdę świetna. Najedliśmy się tak mocno, że nasze brzuchy wyglądały na nieźle zbeczkowane.
- Wiesz co mi się dziś przytrafiło?
- Opowiadaj.
- Podszedł do mnie jakiś chłopak, gdy wychodziłem z uczelni. Jak się okazało był z Rosji. Na imię mu Nikita. Całkiem przyjemny i zabawny.
- Oho! Zaczyna się całkiem fajnie. – Zrobił zazdrosną minę.
- Aaa! Przestań! Nawet o tym nie pomyślałem. Poza tym daj mi do kończyć! – Nakrzyczałem na niego. Ten zrobił potulną minę. – Powiedział, że był kiedyś w podobnej sytuacji co ja i że chciałby się spotkać, porozmawiać.
- Nie ma mo…
- Daj mi dokończyć durniu! Chciał się spotkać z nami. Powiedział, że dzisiaj przyjeżdża jego chłopak z Rosji i że nie mają tu znajomych z naszej branży i fajnie by było jakbyśmy się poznali. Wiesz, takie dwie pary gejów.
- Ooookeeej. – Zastanowił się. – To zmienia postać rzeczy.
- Co ty na to?
- Mogłoby być ciekawie.
- W sumie to nie mamy znajomych gejów. Swoją drogą taka znajomość mogłaby naprawdę być ciekawa. Można by było wiele się nauczyć z wzajemnej obserwacji. Międzykulturowe towarzystwo. – Rozmarzyłem się.
- Podoba mi się ten pomysł. – Uśmiechnął się.
- Serio?
- Tak, czemu nie. Fajnie byłoby poznać kogoś nowego. Zauważyłem, że w nasze życie znowu wkrada się rutyna i oprócz Tośki, nie mamy nikogo. Nawet nie wiem co się dzieje z Magdą i Piotrkiem.
- A właśnie! Ciekawe co u nich. Dawno się nie widzieliśmy. Trzeba się koniecznie spotkać. A co do rutyny… Masz rację, też to ostatnio zauważyłem.
- Dawno nie grałeś. – Olek zmienił temat. – Chciałbym żebyś mi coś zagrał. Proszę. – Zrobił maślane oczy więc nie miałem serca mu odmówić. Chwyciłem gitarę i zaczął grać balladę, która jako pierwsza z poważniejszych i trudniejszych utworów znalazła się na liście zaliczeniowej w liceum. Olek wpatrywał się w sufit. Czułem, że jest coś nie tak. Dzisiejszego wieczoru nie był sobą. Coś się zmieniło, ale nie wiem co. Z drugiej strony – skoro mnie zapewniał, że nic się nie stało i po prostu jest zmęczony, dlaczego miałbym mu nie wierzyć? Po chwili skupienie na jego twarzy zniknęło, a sam Olly zamknął oczy i oddał się pełnemu odprężeniu. Sam mimo zmęczony palców, czułem pełnię odprężenia. Przeniosłem się do innego świata. Świata marzeń, gdzie wszystko było jak tabula rasa, czysta kartka. Tylko w marzeniach mogłem zacząć wszystko od początku. Tylko tu czułem się bezpiecznie. Czułem pewność siebie. Tylko tu znałem swoją wartość. Dlaczego w życiu jest tak ciężko przyznać się do swoich błędów i słabości? Kolejne dźwięki rozbrzmiewały napełniając mieszkanie nostalgicznym rytmem i chwilą zadumy. Ja – porwany przez sidła marzeń, jak w letargu szarpałem kolejne struny, Olek – Odpłynął chyba na dobre. Widziałem tylko jego unoszącą się spokojnym rytmem klatkę piersiową. Chyba zasnął. Na co dzień byliśmy jednością, ale w tej chwili tylko sam Bóg wiedział, co skrywały nasze myśli. Nie spostrzegłem kiedy wybiła północ. Odstawiłem gitarę i zacząłem sprzątać po kolacji. Żeby nie obudzić Olka, wyniosłem tyko wszystko to kuchni. Zmywanie zostawię na jutro. W końcu mamy weekend! Wskoczyłem jeszcze pod prysznic a potem niestety musiałem obudzić mojego cudownie śpiącego chłopaka. Pochyliłem się nad nim i pocałowałem w usta. Były tak ciepłe…
- Olly, przesuń się. Chcę pościelić łóżko. – Jeszcze trochę musiałem się namęczyć aby go zgonić.
- Poczekaj na mnie, ogarnę się szybko. – I pędem poleciał do łazienki. Chyba na coś liczy. Zaśmiałem się.
- Jestem. – Zameldował się po kilku minutach. Wskoczył do łóżka i wtulił się w moje ciało.
- Cudownie… - zamruczałem.
- Yhymmm…
Do snu utulał mnie Olek, a w głowie wciąż grała mi ballada. Magicznie!
W środku nocy obudził mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, ale blask światła oślepił mnie na tyle, że obraz był całkiem rozmazany.
- Tak?
- Dominik!
- Łukasz?
- Dominik! Mamy siostrzyczkę!
- Już jadę! – rozłączyłem się i szybko zerwałem z łóżka.
- Olly! Olly! Olek! – Szarpałem go za ramię. – Wstawaj!
- Jezu! Jezu! – Zaczął krzyczeć wybudzony. - Co się dzieje?! – Zerwał się na równe nogi. A raczej spadł z łóżka nie wiedząc co się dzieje.
- Mam siostrę! Słyszysz! Mam siostrzyczkę! Ubieraj się! Szybko! – Zacząłem ciągnąć go po podłodze. – Jedziemy!
Kilka minut później siedzieliśmy już w aucie.
- Ja prowadzę. – Poinformował mnie. Chcę jeszcze żyć. – Zaśmiał się. – Jesteś za bardzo rozkojarzony.
W drodze do szpitala oddalonego prawie dwieście kilometrów od domu rozmyślałem jak może wyglądać moja nowonarodzona siostra.
- Matko, nawet nie zapytałem Łukasza jak czuje się mama!
- To zrozumiałe. Nie martw się. Na pewno wszystko z nią w porządku. – Zapewnił mnie.
- Dobrze, że nic nie piliśmy, bo chyba zniósłbym jajko do rana wiedząc, że nie możemy prowadzić.
Olek zaśmiał się głośno. Bardzo cieszyłem się na to spotkanie. Po raz pierwszy ujrzę swoją siostrę. Byłem szczęśliwy, że nie jestem w tej chwili sam, że mam z kim podzielić się swoją radością.
- Myślisz, że nasza siostra jest… no wiesz… wszystko z nią w porządku?
- Nie pleć głupot! Czemu miałoby być coś nie tak?
- Tak jakoś przez myśl mi przeszło… sam rozumiesz, wiek mamy…
- Przestań się nakręcać. Myślę, że jeśli byłoby coś nie tak, Łukasz poinformowałby cię.
- Masz rację.
Olek uśmiechnął się do siebie tajemniczo.
- Co? – Zapytałem ciekawy.
- To miłe.
- Co miłe?
- To, że powiedziałeś ‘’Nasza siostra’’ a nie ‘’moja’’. To wiele dla mnie znaczy.
- Przecież wiesz, że jesteś moim mężczyzną na śmierć i życie. Nigdy cię nie opuszczę. W zasadzie powinienem powiedzieć ’’twoja szwagierka” – Zaśmialiśmy się. – Ale siostra brzmi bardziej uroczo.
- Dominik?
- Tak?
- Kocham Cię wariacie. – Położyłem swoją dłoń na jego, która właśnie zmieniała bieg.
W dość krótkim czasie dotarliśmy do szpitala. Wpadłem jak oparzony, Olek tuż za mną.
- Przepraszam? – Wysapałem. – Gdzie jest położnictwo?
- A pan to kto?
- Moja mama właśnie urodziła. Chciałbym przy niej być. – Pielęgniarka spojrzała na mnie ze zdziwioną miną i wskazała mi drogę.
- Dziękuję! – zdążyłem wykrzyczeć. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła piąta rano.
Szybko znalazłem oddział. Chyba mam to już w genach. Szpital już niedługo będzie moim drugim domem. Stanęliśmy tuż przy dużych, szklanych drzwiach. Niestety były zamknięte. Przez niewielkie przerwy między naklejonymi napisami dostrzegłem Marka, który chodził nerwowo po korytarzu.
- Przepraszam. – Jedna z pielęgniarek zwróciła mi uwagę, że chce przejść. Skorzystałem więc z okazji i zapytałem.
- Czy mogę wejść do środka?
- A w jakim celu? – Zapytała oburzona.
- Niedawno urodziła moja mama. Chciałbym dowiedzieć się jak się czuje i czy z dzieckiem wszystko w porządku.
Położna spojrzała na mnie z niezadowoloną miną.
- A ty jesteś kim? – zwróciła się do Olka.
- To… - Zastanowiłem się chwilę co powiedzieć, żeby było dobrze. – To mój brat. Chcieliśmy zobaczyć naszą siostrzyczkę.
Kobieta spojrzała na nas jakby chciała znaleźć podobieństwo.
- Przykro mi, ale jest zbyt późna pora na odwiedziny. Proszę przyjść po ósmej.
- Pani chyba nie ma serca. – Burknąłem. Kątem oka widziałem zdziwienie na twarzy Olka. – Czy pani myśli, że pędziliśmy tu prawie dwieście kilometrów po to, żeby pocałować klamkę? Chciałbym choć przez sekundę zobaczyć moją siostrę.
- Przykro mi, naprawdę, ale takie są zasady.
- Wie pani co? Za rok kończę studia. Jak dostanę pracę w tym szpitalu, to zrobię wszystko żeby pani dopiec. – Powiedziałem już zdenerwowany całą tą kurtuazyjną sytuacją.
Kobieta wytrzeszczyła oczy. Olek odwrócił się bokiem, żeby ukryć swój śmiech.
- No dobrze, ale tylko pięć minut.
- Dziękuję!
- Ale tylko jedna osoba. – Spojrzałem na Olka.
- Idź! Poczekam.
Piguła wpisała jakiś kod i drzwi się otworzyły.
- Marek! Gdzie mama?
- Dominik? Co ty tu robisz?
- No chyba nie myślisz, że mógłbym smacznie spać wiedząc, że mama urodziła. – Podałem mu dłoń na powitanie. Ten, przytulił mnie. Poczułem się nieswojo a zarazem przyjemnie. Tworzyliśmy rodzinę. Przez ułamek sekundy pomyślałem, że szkoda, że Marek nie jest moim biologicznym ojcem.
- Gratuluję Marku, gratuluję! – w końcu udało mi się wyrwać z jego uścisku. – To gdzie mama?
- Tu na sali, ale poczekaj chwilę. Robią jej teraz jakieś badania.
- Rozumiem.
Dziesięć minut czekania wydawało się być wiecznością. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Co chwilę zerkałem na szklane drzwi, za którymi stał zniecierpliwiony Olek. Podszedłem do niego i niemalże na migi wyjaśniłem mu sytuację. W końcu usłyszałem poruszenie na korytarzu i wychodzących lekarzy. Pobiegłem ile sił w nogach.
- Ej, człowieku! Powoli, to nie bieżnia! – Zwrócił mi uwagę lekarz.
Wpadłem do sali.
- Mamo!
- Dominik?!
- Jak się czujesz?
- Jestem wykończona… - Dopiero teraz gdy podszedłem bliżej zauważyłem jak marnie wyglądała mama. Ale jej twarz mówiła wszystko. Radość.
- O jeeeeeeeeeezu! – Krzyknąłem, kiedy dostrzegłem małem zawiniątko tuż przy piersi mamy. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Mała różowa istotka wyglądająca bardziej jak ślimak niż człowiek właśnie smacznie spała. – Jest cudowna! – Pocałowałem ją.
Mama uśmiechnęła się szeroko.
- Byłbyś cudownym ojcem Dominik.
Spojrzałem na nią. Myślałem, że przerobiliśmy już ten temat. Mama zmierzała jednak do czegoś innego.
- Obiecaj mi, że jeśliby cokolwiek by się kiedyś stało, zajmiesz się malutką.
- Mamo, co ty pieprzysz?! – Nie wytrzymałem.
- Jak ty się wyrażasz Dominik!
- Nie mam do ciebie słów! Nie mów nigdy tak więcej.
Przez chwilę popatrzyłem na małą i wyobrażałem sobie jej pierwsze kroki i słowa.
- jesteś sam?
- Nie, coś ty. Nie byłbym w stanie tu przyjechać. Za bardzo do przeżywałem. Olek jest za drzwiami. Nie chcieli go wpuścić mimo, że powiedziałem, że także jest bratem. Piguła chyba nie łyknęła tematu.
Mama zaśmiała się szeroko.
- Czas się skończył mój drogi. – Usłyszałem głos wrednej pielęgniarki.
- Tak już idę. – Zrobiłem groźną minę. Mama posłała mi oczko. – Ogarnę dom. – Zwróciłem się do umęczonej rodzicielki.
- Do widzenia. – Burknąłem do piguły. – Ja tu wrócę. Za rok.
Kobieta wytrzeszczyła oczy jeszcze szerzej. Chyba naprawdę się przestraszyła.
- I jak?! Opowiadaj. – Zapytał Olly, gdy tylko otworzyłem drzwi.
- Cudowna. – w oku zakręciła mi się łza. – Zresztą popatrz – Wyciągnąłem telefon. – Udało mi się zrobić zdjęcie.
- Jaaaaaakaaaaaa ślicna!
Jeszcze przez chwilę pozachwycaliśmy się zdjęciem i ruszyliśmy do domu. Marek mógł być przy mamie cały czas, dlatego został.
Pół godziny później byliśmy już w domu, w którym panowała cisza.
- Gdzie twój brat?
- Pewnie w pracy, rano rozwozi towar po sklepach. – Wyjaśniłem. – Zjemy coś?
- Taaaak! Umieram z głodu!
Jedyne co mogłem szybko zrobić to jajecznica. Zjedliśmy, a nawet wylizaliśmy talerze do czysta. Olek pił jeszcze herbatę a ja pozmywałem naczynia.
- Jak długo pani Zosia będzie w szpitalu?
- Nie wiem. Myślę, że dwa, trzy dni. – Oparłem się o blat. – Musimy posprzątać mieszkanie na jej powrót i zrobić jakiś obiad czy coś.
- Masz rację. Co na deser? – Wstał i zbliżył się do mnie.
- Nie wiem. A co byś chciał?
- Ciebie! – Zaczął całować mnie po szyi. Było mi cudownie. Wkrótce wylądowaliśmy na kuchennym blacie. Czułem się jakoś nieswojo robiąc to w rodzinnym domu.
- Ahh! Chyba dojdę! – krzyknąłem. Obaj byliśmy kompletnie nadzy i spoceni. Leżałem na blacie z zadartymi nogami, a w pozycji stojącej Olek wchodził i wychodził ze mnie szybkim tempem z charakterystycznym plaskiem.
- Już! – krzyknąłem.
- C-Co wy tu robicie? – Tak to był Łukasz. Scena o tyle była komiczna, że wyglądała podobnie jak w filmie American Pie. Mój sterczący penis trysnął obfitą ilością spermy na wchodzącego do kuchni Łukasza. Ten odskoczył w bok i ze zdziwienia nie wiedział co powiedzieć.
- Jezu! – Zeskoczyłem z blatu w poszukiwaniu moich gaci podobnie jak i Olek.
- No wiecie?! Ja tu robię kanapki do pracy! – szczęka Łukasza wisiała tak nisko, że praktycznie uderzała o płytki.
- Pracy? Jakiej pracy? – Zacząłem nerwowo dialog z bratem. – Właśnie! Dlaczego nie jesteś w pracy?! – Krzyknąłem.
- Bo dzisiaj sobota?
- Szlag by to.
Olek stał plecami do Łukasza. Chyba nie miał odwagi się odwrócić. Na jego twarzy widziałem jedną wielką czerwoną plamę. Jego penis skurczył się w zastraszającym tempie.
- Swoją drogą. – Zaczął Łukasz spuszczając z tonu. – Macie niezłe sprzęty.
- Co? Jesteś Obleśny. – Powiedziałem.
- Ja? Przypominam co właśnie robiliście. I gdzie!
- Niech to zostanie między nami, ok? – Poprosiłem.
- Zgoda.
Wziąłem Olka z dłoń i poszliśmy do pokoju.
- Zaraz, zaraz! A wy gdzie? Ktoś musi posprzątać to białe… coś, co jest już w całej kuchni. Kurwa! Mam nawet na koszulce.
Olek zaczął się śmiać więc kazałem mu iść, a sam zostałem i upokorzony przez brata, sprzątnąć to, co nabrudziłem.
- Mogę się o coś zapytać?
- Co?
- Dlaczego to ty dajesz dupy? A może się wymieniacie?
- Spierdalaj. – syknąłem. Było mi tak paskudnie wstyd, tak beznadziejnie głupio, że nie panowałem już nad tym co mówiłem.
 Nadeszła niedziela a z nią wróciła i mama. Spędziliśmy cały dzień w towarzystwie małej.
- Jak będzie miała na imię? – Zapytał Olek.
- Jeszcze nie wiemy. – Mama wymieniła spojrzenia z Markiem. – Może wy nam pomożecie?
- Czemu nie. – Odpowiedziałem. – Dobrze mamo. W lodówce masz kotlety, które zrobiliśmy z Olkiem. Zrobiliśmy też krokiety, wystarczy je tylko wypanierować – są zamrożone. No i zrobiliśmy duże zakupy, żeby niczego wam nie brakowało.
- Dziękuję dzieci. Jesteście kochani. – Pocałowała Olka a potem mnie.
- Będziemy się zbierać. W tym całym popłochu nie wzięliśmy nawet gaci na zmianę. – Zaśmiałem się. – Do zobaczenia. Wpadniemy w piątek.
- Dzięki, że przyjechałeś Dominik. – Marek zwrócił się do mnie, gdy byliśmy już przy samochodzie. – Obiecuję, że będę się dobrze zajmować mamą i twoją siostrą. Wziąłem urlop. – zapewnił.
- To świetnie! Do zobaczenia Marku. – Powiedzieliśmy równo.
- Jedźcie ostrożnie! – Pomachał nam.
W drodze powrotnej zadzwoniłem do Tośki z jakże cudowną wiadomością.
- Kiedy będę mogła ją zobaczyć?
- Kiedy będziesz chciała. Myślę, że mama ucieszy się, że ktoś ją odwiedzi. Zresztą wiesz, że ciebie bardzo lubi.
- Pojadę za tydzień z wami. Sama nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w domu.
- Super, to jesteśmy umówieni. Pa!
- Pa!
- Kochanie. – Zwróciłem się do Olka. – Jestem taki szczęśliwy. Muszę się schlać!
- No niestety ja nie mogę, jutro praca.
- Wiem… Ja jutro mam na późną godzinę. Dotrzymasz mi towarzystwa? Wiesz, nie chcę wyjść na alkoholika.
- Już nim jesteś. – Zaśmiał się.
- Cholera. Jutro mam się spotkać z Nikitą. Ciekawe co on planuje…
- Też jestem ciekaw. Daj jutro znać, bo ja kończę późno.
Czegokolwiek by nie chciał, na pewno będzie ciekawie…

[CDN]


I jak moi drodzy? Nowy bohater wydaje się być intrygujący, co? Dawajcie znać jak się wam podobało!
Piszcie do mnie prywatne wiadomości, proszę, to dla mnie ważne. Możecie znaleźć mnie na HangOuts na koncie Google. ;) 

5 komentarzy:

  1. Rozkręca się! Czekam niecierpliwie na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj czekaj. Tak jak obiecałem ... Wykorzystam imię, o którym pisaliśmy. Może nie w ten sam (dokładny) sposób, ale... :D

      Usuń
    2. Dość ciekawie wykorzystałeś to imię, ale liczyłem na zupełnie co innego :P

      Usuń
  2. Całkiem całkiem. Coś innego w końcu. Już powoli nudziło mi się ale teraz to będę czekał na kolejną część. Oby jak najwięcej i jak najczęściej pisz. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! A ja zachęcam cię do podawania pomysłów na lepszą fabułę ;) Kolega wyżej zainspirował mnie imieniem dla nowego bohatera. Czekam na pomysł !! Pozdro ! ;)

      Usuń